Nazajutrz postanowiłam, że uprzątnę
wszystkie dokumenty, stare notatki z wykładów, wydrukowane maile z
zawiadomieniami o egzaminach i tym podobne. Trzy czwarte z nich
nadają się pewnie tylko do wyrzucenia. Zjadłam szybkie śniadanie,
napiłam się kawy i wzięłam się za sprzątanie. Po dwóch
godzinach postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę. Nie
wiedziałam, że tyle tego jest. Znalazłam nawet rysunek mojego
brata, z czasów gdy ten miał 5 lat. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pewnie Basia lub Marta, pomyślałam. Podbiegłam do wyjścia i
otworzyłam drzwi. Tak jak myślałam, była to Marta.
-Cześć.
-Cześć. Co się sprowadza w moje
skromne progi?
-Tak właściwie to nic. Po prostu
chciałam pogadać.
-A możesz gadać i jednocześnie
składać papiery?
-Jasne. I tak nie mam co robić.
-No to bierzmy się do pracy –
zarządziłam.
Po sekundzie układałyśmy już
kolejne sterty dokumentów. Zajęło nam to jeszcze pół godziny.
Potem Marta poszła do siebie. Zostało mi tylko biurko mojego
narzeczonego.
Przeszukiwałam dokumenty i natrafiłam
na jakiś list.
-Hej, co to? List z Kanady? - zdziwiłam
się. Daniel nigdy mi nie mówił, że ma znajomych lub rodzinę w
Kanadzie. Zaczęłam czytać list.
„
Vancouver, 15.08.2008
rok
Kochany Danielu!
Wiem, że od dawna nie chcesz się
ze mną kontaktować. Spójrz na to z innej perspektywy. Nic Ci nie
zrobiłam, czego nie mogę powiedzieć o Tobie. Masz syna, człowieku.
MASZ SYNA! Wczoraj byłam na badaniach. Wyszło na to, że będzie to
chłopczyk. Mam nadzieję, że się cieszysz. Gdziekolwiek teraz
jesteś. Zawsze chciałeś mieć chłopca. Pamiętasz, jak chciałeś
go nazwać? Tadeusz. Wyśmiałam Cię. Ale nazwę tak dziecko, jeżeli
tylko wrócisz do Kanady. Chcę być z Tobą. Muszę. Nie poradzę
sobie sama z porodem. Ze wszystkim. Proszę Cię wróć.
Wciąż kochająca Cię żona,
Gabriela”
Po policzku zaczęły
spływać mi łzy. Żona? ON MA ŻONĘ? Co??? Zaczęłam czytać
kolejne listy. Wyciągnęłam wnioski.
- Daniel ma żonę. W KANADZIE.
- Ma syna, jednak nie Tadeusza, tylko Adasia.
- Nie jest w separacji.
- Ma wściekłą narzeczoną. MNIE!!
Bolało mnie to, że
ma żonę. Dlaczego mi nie powiedział? Jak mógł mi nie powiedzieć?
Dobrze, rozumiem, że może i bym to źle odebrała czy coś, ale
lepsze by było to niż zatajanie prawdy.
Załóżmy, że to
jest przeszłość. Że mnie kocha. Że nic już nie czuje do tej
kobiety. Tylko po co by mu wtedy były by te listy? Dlaczego je
zatrzymał? Nie wiedziałam do zrobić. Nie skończyłam sprzątania.
No bo po co? Usiadłam na kanapie zaczęłam gorzko płakać. Łzy
spadały mi z oczu niczym strumień rozpoczynający swój bieg.
-Jak tak dalej
pójdzie to będę tu miała powódź - zapłakałam cicho. Starałam
się nie zachowywać głośno, bo to by tylko zbudziło podejrzenia
moich przyjaciółek. Kocham je, ale nie chciałam z nimi teraz
rozmawiać.
Kocham. Jedno
słowo. Tyle znaczeń. Tak wiele interpretacji.
Z głębokich jak
Bajkał rozmyśleń, wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Spakowałam
szybko wszystkie rzeczy Daniela do torby, a tę wstawiłam do jego
pokoju. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wyglądam, ale nie
obchodziło mnie to. Podobno kocha się wnętrze.
Tylko mam radę.
Dla wszystkich. Jak kochacie wnętrze, to musicie je znać.
Otworzyłam drzwi i
gestem ręki zaprosiłam Daniela do środka. Kazałam mu usiąść na
krześle i zaczęłam swoje kazanie.
-Danielu, powiedz
mi do jasnej cholery co to jest? - położyłam przed nim na stole
wszystkie listy, które znalazłam.
-Yyyy, to pewnie
nie do mnie – zaczął się jąkać. Już wiedziałam, że coś
ukrywa. To tak jak w przedszkolu. Przynosisz do przedszkola zabawkę
i ona nagle znika. Pytasz kolegi czy ją widział. On mówi, że nie,
ale się jąka i już wiesz, że to on ci zabrał zabawkę. Szkoda
tylko, że tu chodziło o coś zupełnie innego.
-Nie do ciebie
powiadasz? - zaczęłam czytać list. - Kochany Danielu. Nasze
dziecko jest piękne. Nazwałam je Adaś, bo nie wróciłeś do domu
w Kanadzie. Kocham cię i tęsknię Gabriela. I co dalej nie do
ciebie?
-Nie wiem co to
jest – bronił się. OSZUST!
-Nie zgrywaj
niewiniątka okey? Skoro nie są twoje to dlaczego były w twoim
biurku? Nie wierzę, że tak kłamiesz. Pomyśleć, że chciałam
wyjść za takiego palanta.
-Oj no dobra. Daj
mi się wytłumaczyć.
-Masz równo dwie
minuty. Odmierzam czas. Bo nie chcę go już więcej stracić. Czas –
start.
-No dobra. To już
przeszłość. Poznałem ją kiedy miałem osiemnaście lat. Od razu
się w sobie zakochaliśmy i wzięliśmy ślub. Po kilku miesiącach
zrozumiałem, że jednak jej nie kocham. Powiedziałem, że muszę
zrobić sobie przerwę, więc jadę do mojej ojczyzny, Polski. Wtedy
poznałem ciebie i się
-Zakochałeś,
potem oświadczyłeś, a teraz zrujnowałeś życie. Dzięki, ale tą
część publiczność już zna – przerwałam mu. Można łatwo
wywnioskować, że ja byłam tą publicznością.
-Nie dałaś mi
dokończyć. Kocham cię mocniej niż kiedykolwiek byłbym w stanie
pokochać Gabrielę.
-A jej
powiedziałeś, że kochasz ją najmocniej na całym świecie.
Kochany, nie wiem w jaki ty języku mówisz, ale w twoim ojczystym
języku po superlatywach nie ma żadnych innych określeń. Więc
jeżeli ją kochałeś najmocniej, to mnie już nie. Zacznij mówić
z sensem, bo zostało ci tylko 20 sekund.
-Kocham cię. Nie
umiem bez ciebie żyć.
Wyszłam z kuchni.
Nie mogłam już słuchać tego biadolenia. Poszłam do jego pokoju.
Wzięłam jego torbę i cisnęłam nią w powietrze niczym piłka do
tenisa. Nie wiedziałam, że jestem taka silna.
-To twoja torba.
Masz równo kolejne dwie minuty, żeby się ubrać i nigdy już tu
nie wrócić. Odmierzam czas. Minuta pięćdziesiąt dziewięć,
pięćdziesiąt osiem...
-Nie wiesz co
tracisz.
-Teraz nic nie
tracę. Jedyne co straciłam do bezcenny czas, który spędziłam z
tobą. Wynocha.
-Zobaczysz, jeszcze
mnie będziesz błagać, abym wrócił.
Zignorowałam go.
-Bon voyage –
krzyknęłam gdy schodził po schodach. Jednak opłacało się znać
francuski.
Trzasnęłam
drzwiami najmocniej jak mogłam i rzuciłam się na kanapę. Po raz
kolejny pokazałam, że jedyne co umiem zrobić w takiej sytuacji to
płacz. Szczerze mówiąc było mi żal tej jego żony. Też chciałam
się wpakować się w taki związek. Bez odwrotu.
Nagle usłyszałam
dzwonek do drzwi. Nie będę odbierać. To pewnie Daniel.
Myliłam się. Były
to moje przyjaciółki. Zaniepokoiły się, gdy usłyszały trzask
więc przyszły.
Otworzyły drzwi
zapasowymi kluczami, które im dałam na wypadek mojej nagłej
śmierci przy myciu naczyń czy coś. W życiu zdarzają się różne
rzeczy.
Jednak nie
znalazłam swojego księcia z bajki... Pewnie umrę samotnie...
Cześć!
Jest już drugi rozdział, więc idziemy powoli do przodu.
Niebawem ukarze się trzeci, przełomowy rozdział.
W następnym rozdziale wprowadzę już motyw siatkarski. Chciałam
to zrobić w tym, ale wyszedł by strasznie długi, a ja nie chcę
Was męczyć. Postaram się dodać nowy rozdział w weekend, bo
wcześniej nie będę miała czasu.
Pozdrowionka,
Just me
ostra akcja, widzę ;D nie mogę się doczekać weekendu, pani pisarko xD
OdpowiedzUsuńMiło mi. Postaram się dodać nowy rozdział w sobotę ;)
UsuńProsze pani!!!! Podoba mi sie ten rozdział a będziesz powracać myśłami do podstawówki żebym mogła sie pośmiac?? GUESS WHO?
OdpowiedzUsuńPostaram się, o ile będę miała okazję xD
UsuńZapowiada się ciekawe opowiadanie, na pewno będę wpadać częściej i już czekam na weekendowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :>
volleyball-journalist.blogspot.com
Dzięki ;) Zajrzę do ciebie xd
UsuńDupek. W sensie, kiedy stwierdził, że jeszcze będzie go błagać, żeby do niej wrócił. A dobrze, krzyżyk na drogę kochany! No cóż, jestem którego siatkarza wprowadzisz w trzecim rozdziale.
OdpowiedzUsuńNagła śmierć przy myciu naczyń mnie rozwaliła :D
Jakieś chochliki mi ostatnio wyrazy kasują :D Jestem ciekawa, którego siatkarza wprowadzisz ;)
UsuńDomyśliłam się ;)
UsuńŚmierć przy myciu naczyń ? - Polak potrafi:)!!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać jak potoczy się to dalej no i który siatkarz dla której dziewczyny. Informuj mnie u mnie na blogu
POZDRAWIAM
WINIAROWA :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń