piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 3


Opowiedziałam o wszystkim moim przyjaciółkom, włącznie z najmniejszymi szczególikami. Tylko im na tym świecie mogłam zaufać. Do tej pory myślałam, że mogę zaufać również Danielowi. To niesamowite, jak szybko można się przejechać na ludziach. Jednego dnia wierzysz, że wszystko będzie pięknie, że twoje życie się ułoży... A drugiego dnia leżysz na kanapie i rozpaczasz, bo nie masz nikogo, kto by cię trzymał przy życiu.
Nie licząc moich przyjaciółek oczywiście. Odkąd tylko pamiętam były ze mną w trudnych chwilach. W podstawówce, gdy na zabój się zauroczyłam w chłopcu, który nie był dla mnie stworzony, w gimnazjum, kiedy przechodziłam przez tak zwaną depresję, a nawet w liceum, ale dlaczego to może już lepiej nie opowiadać. Grunt, że zawsze były ze mną. W złych i w dobrych chwilach. Jakbyśmy były małżeństwem. Ale nie powiem, że nie byłam niewdzięczna. Dziewczyny zawsze mogły i mogą w dalszym ciągu liczyć na radę. Mam nadzieję, że wiedzą, że nawet jakby się w moim życiu waliło i paliło (jak teraz) zawsze, ale to zawsze mogą liczyć na pomocną dłoń z mojej strony.
-Z resztą. Czym ja się przejmuję? Na świecie są większe problemy jak głód, brak czystej wody, albo chociażby globalne ocieplenie. Moje problemy są tylko kroplą w wielkim oceanie rozpaczy całego świata. Badałyście kiedyś pojedyncze krople wody? - spytałam z ironią w głosie. - Ja też nie. Więc nie ma co się przejmować
Chciałam być „silna”. Podobno jak się sobie coś wmawia, to się potem tak myśli i się w to wierzy. Oj, jak ja bym tak chciała. Tak po prostu wmówić sobie, że wszystko będzie dobrze. Że kiedyś tak w dalekiej, odległej przyszłości poznam kogoś, przy kim zapomnę o Danielu.
-Gnojek – podsumowała go Basia. - Bo wiesz, nie powiem gorzej.
-Nie ma co go wyzywać. Zrobił jak zrobił. Zrujnował mi życie. Pomalował je na szaro buro. Ale trzeba iść dalej, nie? Trzeba się wziąć do roboty i zapomnieć – mówiłam, choć po policzku zaczęły mi płynąć kolejne łzy.
-Tak tylko mówisz – powiedziała Marta. - A myślisz zupełnie inaczej.
-Trudno by było teraz nie myśleć inaczej – mruknęłam pod nosem.
Nie uważałam, że się z tym pogodzę, że będę żyła szczęśliwie. Jak ja mogłam... Nie. Wina nie leży tu po mojej stronie. Nie ma mowy.
-Może przejdziemy się, co? Dotlenisz umysł i trochę się ruszysz – zachęcały mnie dziewczyny. -Pamiętasz kto powiedział, że szybki spacer to sposób na wszystkie smutki?
-No, niby ja.
-Nie niby, tylko ty. Wstawaj idziemy – zarządziła Basia.
-Dziewczyny, naprawdę doceniam wasze starania, ale ja muszę sama z tym pobyć. Nie zrozumcie mnie źle.
-Dobrze, nie rozumiemy cię źle. Tylko nie zrzuć się z mostu – powiedziała Marta. Jak mogłam się nie uśmiechnąć, co?
-Spokojnie. W najbliższej przyszłości nie mam tego w planach.
Ubrałam się w pierwszą lepszą bluzę z napisem : „Zagłębie Lubin” i w dżinsy... Z resztą kogo to obchodzi jakie i wszyłam z domu. Pożegnałam się z moimi przyjaciółkami, z milion razy zapewniając, że nie zrzucę się z mostu, nie podpalę sobie włosów i nie zatruję się. Z resztą po co miałabym to robić?

Szłam alejką parku. Po drodze zahaczyłam o spożywczak, gdzie kupiłam sobie wielkie opakowanie lodów karmelowo – śmietankowych. Usiadłam na ławce, która wydała mi się w miarę czysta. Z zawzięciem pałaszowałam lody zajadając swoje smutki. Według reguł moich dziadków. „Zjedz więcej, nie będziesz smutny”. A potem, kurde, nie dopinaj się w spodniach.
Nagle oprzytomniałam. Moja rodzina jutro przyjeżdża. No nie! Nie dosyć mam już problemów? Połknęłam kolejną łyżkę lodów. Aż mi się zrobiło zimno na zębach. Chyba każdy z nas zna to uczucie.
Co ja im powiem? O hej, witajcie nie widzieliśmy się tak długo. No więc zaręczyliśmy się z Danielem, ale on ma żonę i dziecko i cholera wie, gdzie teraz jest. A co tam u was? Nakarmiliście kota przed wyjazdem? Nie? O nie, biedaczysko. Bracie mój, Bartoszu, wsiadaj do auta, to nic, że nie masz 18 lat, i jedź nakarmić kota!
Powiedzmy, że trochę mi odbija. Mój kot nie żyje od dwóch lat.
Nagle usłyszałam trzask łamiącej się gałązki.
-Amelia, co ty robisz?! Zostań!! - jakiś chłopak gonił kobietę idącą zabójczym tempem. - Amelia!! Powiedz chociaż, dlaczego odchodzisz?
Koleś w końcu ją dogonił. Odwróciła się i spojrzała na niego. Mimo, że siedziałam około sto metrów od nich czułam w jej oczach sztylety. Mogłaby zabić wzrokiem. Nie żartuję.
-Dlatego, że ciebie nie kocham. Byłeś jednorazową przygodą, która dobiegła końca. Astalawista, bejbe – powiedziała z uśmiechem na twarzy i pobiegła w stronę wschodu.
-Nie, no!! - wrzasnął chłopak i usiadł na ławce przede mną. Nie widziałam jego twarzy, ale coś mi się wydawało, że go kiedyś już widziałam. Zrobiło mi się go żal. Bardziej niż siebie samej. Widać, że był młodszy ode mnie. Takie małe dziecko, które zgubiło mamusię w wesołym miasteczku i zamiast się cieszyć z zabawy płacze. Gorzkie łzy leją mu się po twarzyczce i nagle przychodzi dobry duch (lub ochroniarz) i ociera jego łzy i mówi, że znajdzie mamusię. I znajdują ją. I dziecko znów jest szczęśliwe. Postanowiłam zabawić się więc w dobrego ducha, bo ochroniarzem nie jestem, i podeszłam do niego. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę z lodami.
-Masz. Zjedz coś – powiedziałam.
-Nie, dzięki. Nie mogę jeść lodów.
-Gościu, to jedyny sposób na doła. Bierz – pomachałam mu lodami przed nosem. Lekko się uśmiechnął i i zabrał ode mnie lody.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Jak ona mogła mi to zrobić? - wystrzelił nagle. - Ona. Ja. Ja ją kocham.
Na moich oczach się rozklejał. Matko, co ja mam zrobić? Jakiś chłopak płacze mi praktycznie na ramieniu. Jezusie z Matką, dopomóżcie mi.
-Coś wiem na ten temat – westchnęłam tylko. - Siedzę tu, bo mój narzeczony ma żonę i dziecko w Kanadzie. I przez 5 lat mi o tym nie powiedział. Wywaliłam go z domu, nie wiem gdzie teraz jest i co się z nim dzieje. Też go kocham.
-Przykro mi – teraz to ja zaczęłam płakać. Jak taka mała dziewczynka. Może i nadal nią byłam?
-A jutro na dodatek przyjeżdżają moi rodzice i mój brat i będą mi pieprzyć o tym, że to na pewno jakieś nieporozumienie – dodałam przez łzy. Chłopak podał mi chusteczkę higieniczną.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Zjadłaś już prawie wszystkie lody. Idziemy po nowe?
-Ledwo się znamy, a mamy już chodzić razem do spożywczaka? - zaśmiałam się.
-Czemu nie – odpowiedział mi tym samym. - Idziesz?
-Jasne.
Poszliśmy przez alejki opowiadając sobie o naszych złamanych sercach. Chłopak opowiadał o Amelii i o tym, że nie może pojąć, dlaczego go zostawiła.
-Ona nie była ciebie warta.
-A może to ja jej?
-Chłopcze, nie wiem jak masz na imię i ile masz lat, ale pamiętaj wina zawsze leży po stronie drugiej osoby.
-Aleks, 23. Nieskończone 23.
-Ada, 25. Skończone 25.
Oboje się uśmiechnęliśmy i poszliśmy po lody.
-Lubisz karmelowo – śmietankowe? - spytałam.
-Owszem. A ty lubisz orzechowe?
-Ubóstwiam.

Życie jest bajką. Szkoda tylko, że to Andersen pisał jej treść. I że nie kończy się happy endem tak jak byśmy tego chcieli. 

Siemka!
Jest i trzeci rozdział. Miałam wprowadzić trochę więcej
siatkówki, wiem, ale na razie mam  kompletny brak 
natchnienia. Póki co musi wam wystarczyć to, że Ada poznała
Aleksa. Jak to się dalej potoczy?
Nikt nie wie. Nawet ja. Końcówka jest wciąż dla mnie 
tajemnicą ;)
Od razu też wyjaśniam. Baśnie Andersena (np.  Dziewczynka z 
zapałkami) nie kończą się szczęśliwie, więc stąd
takie porównanie ;)
Następny post już w środę lub czwartek
Pozdrawiam,
Just me 

6 komentarzy:

  1. Och, jakież filozoficzne zakończenie XD Super <3 Ciekawa jestem, co ty tam dalej wymyślisz. No, oprócz faktów oczywistych... Wiem z kim zestwatasz bohaterki! :D
    "Ciepłe pozdrowionka", pozwolę sobie zacytować :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) Nie bądź taka pewna, wszystko przynajmniej z pięć razy poprzewracam do góry nogami :) Miło mi, że ci się podoba ;)

      Usuń
  2. PS. świetny nowy wygląd bloga. artystyczny taki xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótki, a treściwy. No nie wiem, do tej pory nie widziałam jeszcze płaczącego faceta, mam nadzieję, że kiedyś tego nie nadrobię ;)
    Sądząc po nagłówku, będą razem. Uwielbiam to zdjęcie Aleksa, zapunktowałaś sobie u mnie :D
    Dodałam nowy rozdział, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobało mi się to z Andersenem (chociaż są gorsze opowiadania niż dziewczynka z zapałkami np. na końcu "czerwonych trzewików" dziewczynce odrąbują nóżki siekierą)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, człowiek uczy się całe życie ;) Następnym razem przeczytam wszystkie baśnie ;)

      Usuń