niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 20 - Epilog

-->



Obudziły mnie promyki słońca muskające moją twarz. Najwidoczniej musiało być uchylone okno. W końcu był ciepły maj. Przewróciłam się na drugi bok i napotkałam ciemnobrązowy wzrok mojego narzeczonego, Daniela. Uśmiechnął się do mnie. Promienistość płynąca z jego uśmiechu oświetliła cały pokój. Poczułam się jakbym była na polu pełnym zboża w gorące lato.
-Dzień dobry, słońce – przywitał się ze mną i pocałował mnie w czoło.
Chwila...
Chwila, co się tu kurde dzieje? Co tu robi Daniel? Czyli to był tylko sen?
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do pokoju mojego narzeczonego. Bez problemu wyjęłam kilka listów od Gabrieli. Usiadłam zrezygnowana. Co to ma znaczyć? To był sen? Jawa? Wizja? Cholera! Co tu się dzieje?
-Słońce, co ty robisz?
-Demaskuję cię, zdaję sobie sprawę, że miałam proroczy sen, zastanawiam się nad pójściem do lekarza, żeby stwierdził czy mam nowotwór. A i jeszcze myślę, czy to był tylko sen czy może to wszystko stanie się teraz naprawdę.
-A co ma się stać?
-Hm, za kilka minut wparują tu Marta i Basia, jutro o 13 przyjedzie moja rodzina, dzisiaj poznam Alka, ty się wyprowadzisz, a nie wróć, wywalę cię na bruk... Coś pominęłam? Ach! Okaże się, że mam nowotwór i skoczę z naszego bloku.
-Ada, co ty pieprzysz? Przecież to ci się tylko śniło!
-Tak? Skoro mi to się śniło, to jak wytłumaczysz listy do Gabrieli?
-Co? Skąd ty to wiesz?
-No widzisz, czyli to nie był tylko sen.
-Ada, nie wiem co powiedzieć.
-Ja wiem. Wyjdź z tego domu i nigdy nie wracaj.
-Ada...
-Już!
-Dobra, dobra.
Minęło kilka chwil. Daniel się spakował, po czym wyszedł z mojego życia raz na zawsze.
Westchnęłam.
Co to kurde jest?
Ten sen był zbyt realistyczny, zbyt mocno przeżywałam te emocje.
To nie mógł być tylko i wyłącznie sen.
No więc co???
Wyszłam z domu, aby się przewietrzyć.
Boże tylko żebym nie spotkała Amelii i Alka” - pomyślałam.
Nie spotkałam. Na szczęście.
Godzina 19:30
-Ada! Pospiesz się, bo przez ciebie znów się spóźnimy na rozgrzewkę.!!! - krzyknęła Marta.
-No przepraszam bardzo, że staram się jakoś umalować, bo wyglądam jak jakieś widmo! - odkrzyknęłam swoim donośnym, denerwującym głosem.
-Oj no dobra, nie gadaj już tyle tylko się pospiesz – ponagliła mnie Basia.
-Boże święty, co ja z wami, dziewczyny, mam!
-Raj na Ziemi – uśmiechnęły się obie, po czym wyszłyśmy na mecz Skry.
Zajechałam na parking pełen już od kibiców i ich aut. Cudem udało mi się zaparkować, podczas gdy moim przyjaciółkom nie chciało się na mnie czekać i pobiegły na halę, zostawiając mnie samą. A nie przepraszam, z moimi myślami.
Była godzina 19:50 więc po znalezieniu miejsca parkingowego, pobiegłam do Energii.
Przecisnęłam się między ludźmi i zostałam wypchnięta prawie że na boisko.
I wtedy go zobaczyłam. Jak zwykle – piękny uśmiech, brązowe loczki. Emanowało od niego wesołością.
I wtedy on mnie zobaczył. Z początku nie wiedziałam, dlaczego się mi przygląda. Może dlatego, że stoję praktycznie na boisku?
Wtem oczytałam z jego ust wiadomość „Ada?”. Kiwnęłam lekko głową.
Podbiegł do mnie, a ja czułam niewytłumaczalne coś w brzuchu.
Pokazali nas na telebimie.
I wtedy poczułam jego usta na swoich i wiedziałam, że to nie był tylko sen.
Kto by pomyślał.
A jednak marzenia się spełniają... 


***
Kochani moi!
Ejć, to już koniec "A jednak marzenia się spełniają"
Szkoda mi się z Wami żegnać, bo jesteście dla mnie jak 3-cia rodzina,
zaraz po prawdziwej i przyjaciołach.
Będę za Wami tęsknić.
Ale najpierw kilka zabawnych faktów o tym opowiadaniu:
Na początku plan był taki, aby uśmiercić Adę naprawdę i żeby Aleks za nią płakał i epilog miał wyglądać tak:
 "Stał przy oknie, a szyba powoli zaczęła tonąć w parze. Nie wiedział, czy to od jego niewymiarowego oddechu czy też od jej ulubionej herbaty, którą miał właśnie w kubku. Wypatrywał jej na dworze. Może jeszcze wróci? Może to okaże się tylko snem?(...)"
Heh! Potem chciałam zrobić Alkowi i Adzie ślub i 
dzieci i posłać ich do Tajlandi, żeby ich zmiotło z powierzchni Ziemi
tsunami.
Głupia ja! Poniekąd jest to jakiś pomysł, prawda?
Co mogę jeszcze powiedzieć. Hmm.
Miałam odbiorców z
  • Polski
  • Niemiec
  • Rosji
  • Stanów Zjednoczonych
  • Wielkiej Brytanii
  • Irlandii
  • Grecji
  • Norwegii
  • Włoch



To by było na tyle. Dziękuję Wam wszystkim za to, że czytaliście i za to,
że byliście i komentowaliście. 
Dziękuję Wam!!!!                       
 


















 

Rozdział 19

Dlaczego mi to robisz?
Dlaczego robisz to tak łatwo?
Sprawiasz, że ciężko się uśmiechnąć, bo
Sprawiasz, że ciężko oddychać
Dlaczego mi to robisz?
Secondhand Serenade – Why


Drogie Basiu i Marto!
Na wstępie mojego listu, pragnę, abyście wiedziały, że nie jesteście niczemu winne. Tylko dzięki Wam nie zrobiłam tego pierwszego dnia, gdy się o tym dowiedziałam.
Nie sądzę, że kiedykolwiek mi wybaczycie, bo czyn, którego się dopuszczam jest tragiczny!
Jest to jedna wielka katastrofa, która jest tylko i wyłącznie moją winą.
Otóż i tak bym umarła. I tak zginęła marnie. A wolę to zrobić na własną odpowiedzialność
niż żeby to coś przebiegło tak, jak przebiec powinno.
Boję się. Jak nigdy dotąd. Żadnego horroru się aż tak nie bałam. Może czuję strach, bo wiem,
jak zakończy się ten horror, i że jest to mój horror? Moje życie – mój koszmar.
Żałuję, że nie dotrwałyśmy w naszych marzeniach w trójkę.
Pamiętacie? Miałyśmy zamieszkać w Bełchatowie w naszej willi z basenem, Basia miała mieć trójkę chłopców, Marta dwie dziewczynki, a ja dziewczynkę i chłopca.
Ech, jak to wspominam zawsze z mojej twarzy można wyczytać radość.
Dziś kończę swoje życie, choć tego nie chcę.
Nie płaczcie, nie lamentujcie – kiedyś się spotkamy.
Kocham Was.
Ada.

Drogi Aleksie!
Nie wierzę, że to zaszło tak daleko.
Poznałeś mnie jako lamentującą dziewczynę i z taką właśnie się dziś żegnasz.
Pewnie myślisz, że jestem emocjonalną ciotą. Tak, to racja.
Nie umiem radzić sobie ze swoim życiem.
Mam nadzieję, że chociaż w Twoim życiu się ułoży i że spełnisz swoje najskrytsze marzenia.
A zanim odejdę w czeluście bólu, nędzy i rozpaczy... Wiedz, że Cię kochałam.
Ba!Kocham. Ale to nigdy by nie zaistniało i nie zaistnieje.
Życzę Ci wszystkiego najlepszego, szczęścia...i czego tam sobie chcesz.
Pozdrawiam i do zobaczenia (oby)
Ada.

Drodzy rodzice, Bartku!
Ech, do Was najciężej mi pisać. Najciężej, bo jesteście moją rodziną.
Nie umiem nic tu dla Was nagryzmolić, bo jak sami widzicie, cała kartka zapełniona jest łzami.
Ale to musiało się tak skończyć.
Wiem, że to okropne pogrzebać swoje dziecko przed własną śmiercią i nigdy Wam tego nie życzyłam, ale życie (czy śmierć) nie jest zawsze takie jakbyśmy tego chcieli i oczekiwali.
Kocham.
Ada.
 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 18

 
To ostatni poranek
i to wszystko co mamy
To są linie, które zostawiłem
Staraliśmy się to zrobić,
Koniec linii życia.
Nie ma nic do udoskonalen
ia
Sunrise Avenue – Kiss Goodbye




Jakim cudem to zaszło aż tak daleko? Jedna wiadomość od lekarza, zaledwie dwa zdania, doprowadziły mnie aż tutaj. Od zawsze miałam lęk wysokości, a na dodatek teraz dochodzi do tego stres... Matko Święta! Głowa mi zaraz odpadnie. Popatrzyłam raz jeszcze w dół. Może lepiej zaczekać te parę godzin na swój naturalny koniec? Czy naprawdę muszę skończyć swoje 25-letnie życie tu? W tym miejscu? Serce zaczęło mi walić jak szalone. Nigdy nie uważałam tego za dobre wyjście. Ludzi robiących to potępiałam, a sama nie uważałam, że byłabym do tego zdolna. A tu proszę. Jestem o krok od zrobienia tego. Nieodwracalnie. Za bardzo ceniłam sobie życie i masz babo placek! Przeceniałam je. Nie jest piękne, nie jest baśnią, nawet najgorszą, jest sennym koszmarem, z którego się nie obudzisz. Jest jednym, wielki chaosem, a ludzie, którzy cię otaczają, tylko i wyłącznie z nim współgrają. Nie z tobą. Z chaosem. Z tym przez co, według mitologi greckiej, stworzyło świat. Co za ironia. Czy to nie dziwne, że najpierw chaos dał nam życie, a potem je odbiera tak bezkarnie? Weźmy inną religię – katolicyzm. Bóg stworzył nas po to, aby nas ukarać za to, co według Biblii, zrobili Adam i Ewa? Po to, aby nas na samym końcu cierpienia uśmiercić? Po to, aby pokazać, że w jego obliczu jesteśmy nikim? W takim układzie po co tworzyć świat, jeżeli chce się go zniszczyć? Nie rozumiem. Problem w tym, że ja nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy byli zaślepieni w jakąś wiarę.
Spojrzałam jeszcze raz w dół. Nie wiem, czy to dobre. Co ja mówię?! To nie jest dobre. To jest okropne, bezsensowne, nienormalne, nie w moim stylu, głupie, kompletnie pozbawione plusów. Ech. I co ja zrobiłam ze swoim życiem? Dlaczego mnie skarciło tak mocno? Czym sobie zasłużyłam, do jasnej cholery!?
Dobra, weź się w garść. Nagryzmol kilkanaście zdań i po krzyku. Potem zrób to, co miałaś zrobić i skocz. Skocz do piekieł, niebios czy czegoś tam innego. Skacz, bo nic ci już nie zostało. Nic i nikt.
Szkoda tylko, że to najszczersza prawda.
Napisałam kilka listów. Zostawiłam je pod kamieniem, aby wiatr ich nie porwał.
Odchrząknęłam po raz ostatni.
Wzięłam ostatni oddech.
Głęboki oddech.
Stanęłam na krańcu budynku.
Wypuściłam powietrze.
Dałam lewą nogę do przodu.
Wdech.
Dałam lewą rękę do przodu.
Wydech.
Dałam prawą rekę do przodu.
Wdech.
Dałam prawą nogę do przodu.
Wydech.
Czułam, że lecę.
Spadłam.
Poczułam rozszywający ból w klatce piersiowej.
A potem...
Nie czułam już niczego...


Proszę, bez broni palnej!
Przepraszam, że dopiero teraz, ale z początku nie
miałam czasu, żeby napisać, a potem odcieli mi internet 
(Dzięki, Dialog, dzięki -,-) 
No, więc dla tych, którzy nie zrozumieli -
Ada popełnia samobójstwo.
Przykre, nie?

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 17


 
Może jestem winny
Może jesteśmy oboje
ale w żaden sposób nie mogę oddychać
wszystko co muszę powiedzieć to żegnaj
tak będzie lepiej
Secondhand Serenade – Goodbye



Tydzień kolejny minął. Teraz zostało mi tylko 7 dni życia. Jezusie, jak to dziwnie brzmi. „Ostatnie dni życia”. Normalnie jak tytuł powieści kryminalnej. Swoją drogą, ktoś mógłby wydać książkę na temat mojego życia. Jest ono na pewno... Hmmm.. barwne.
Zastukałam do drzwi mieszkania Marty. Zastałam tam obie dziewczyny rozmawiające i słuchające muzyki. Weszłam i usiadłam na kanapie, czując się jak u siebie w domu.
-Ada? Chcesz pogadać?
-Czy chcę? Nie. Czy muszę? Z pewnością.
-Co się stało? - dziewczyny usiadły obok mnie. - Nam możesz wszystko powiedzieć.
Pamiętam ewolucję naszej przyjaźni. Zaczęło się niewinnie, jak to zawsze się zaczyna. Potem z biegiem czasu, było coraz trudniej, ale się nie poddawałyśmy. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od zawsze na zawsze. Szkoda, że to zawsze niedługo się skończy.
-Cokolwiek wam powiem, musicie mi coś obiecać.
-Co?
-Nigdy, przenigdy o mnie nie zapomnicie.
-Dobrze, a teraz mów, o co chodzi.
-Potrzebuję prawdziwej zgody. Tak na serio, serio.
-Obiecujemy.
-I jeszcze jedno.
-Co?
-Macie ode mnie błogosławienie.
-O co ci chodzi?
-No jak będziecie brały ślub. Macie moje błogosławienie.
-Ada, co nam chciałaś powiedzieć?
-Został mi tydzień życia.
-Bardzo zabawne.
-Czy ja kłamię? - spytałam spoglądając w ich oczy z pełnym skupieniem.
-Nie kłamiesz.
-No właśnie..
-Ale to niemożliwe! - wykrzyknęły i wtuliły się we mnie. - Dlaczego?
-Jasna cholera wie – odpowiedziałam. - To mnie dopadło tak nagle.
-Ada, ale co my bez ciebie zrobimy?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Będziecie żyły dalej, ja będę waszym wspomnieniem, będziecie się spotykać z chłopakami, a w dniu waszych ślubów, będziecie wiedziały, że ja was widzę. Bo nie wierzę, że pójdę do Nieba, nie pójdę też do piekła. Będę się szwendać do Ziemi i gdy będzie wam smutno, będę przychodzić i was przytulać. Tylko nie zapominajcie o mnie. Gdy zapomnicie, ja zniknę.
-Ada...
-A potem, gdy już minie parędziesiąt lat, spotkamy się. Będę na was czekać przy moim nagrobku.
-Ada...
-Tylko, proszę, nie zapomnijcie o mnie – rozpłakałam się na dobre.
-Nie zapomnimy – zapewniła mnie Marta.
-Nigdy – dodała Basia.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się i wzięłam swoje przyjaciółki w objęcia. Będę za nimi tęsknić. Już zawsze. 


Przepraszam, że taki krótki, ale to jest już trzeci rozdział 
dzisiaj, więc macie dużo do poczytania.
Niebawem stanie się .....hm....coś
A potem hmm.... drugie coś ;)
W każdym razie
Pozdrawiam ;) 

Rozdział 16


Gdyby to był ostatni dzień Twojego życia
Co byś zrobiła aby wszystko naprawić?
Ponieważ to jest ostatni dzień Twojego życia
Kogo wezwiesz by to wszystko naprawił?
Glass Pear - Last Day of Your Life

Siedziałam patrząc w ścianę, nie wierząc w żadne ze słów lekarza. To nieprawda! Ale dlaczego miałby kłamać? Jaki byłby w tym jego interes? Poza tym, sama wiedziałam jak jest. Czułam to. Nie wiem, jak to możliwe, ale tak było. Już od pewnego czasu zauważałam, że coś było nie tak. Ale żeby od razu tak lecieć po całości? Od razu TO? Niemożliwe. Do jasnej cholery, jestem jeszcze za młoda na to! Mam zaledwie 25 lat. Rozpłakałam się gorzkimi łzami. Prawdopodobnie moimi ostatnimi łzami. Od rozmowy z lekarzem minął miesiąc. Zostały mi tylko dwa tygodnie. Do tej pory nic nie robiłam, nie licząc siedzenia na łóżku i oglądania telewizji. No dobra, zrobiłam parę nieistotnych rzeczy. Usunęłam Facebooka, a także konta na innych portalach. Dodałam ostatnią, pożegnalną notkę na blogu i zostawiłam komputer na stole. To tyle. Może powinnam coś zrobić? Powiedzieć komuś? Z pewnością powinnam. Nie mogę tak odejść bez pożegnania.
Wybrałam numer do Aleksa. Z nim pierwszym chciałam porozmawiać. Boże, oby on zrozumiał! Boże, żeby on wiedział, jak trudno mi jest! Odebrał po kilku sygnałach.
-Aleks, mógłbyś przyjść?
-Jasne. Kiedy?
-W tej sekundzie.
-Coś się stało?
-Muszę z tobą porozmawiać. Czekam – powiedziałam, aby nie mógł zadać więcej pytań.
Po pół godzinie zjawił się, zdyszany. Otworzyłam mu drzwi i aby zacząć rozmowę, spytałam:
-Chcesz coś do picia?
-Chcę wiedzieć o co chodzi.
-A chcesz się dowiedzieć o co chodzi przy kubku zimnej herbaty?
-Nie. Ada, nie wykręcaj się od tematu!
-Dobrze już dobrze. Lepiej usiądź.
-Siedzę.
-No więc zaczynam – usiadłam obok niego. - Lubisz mnie Aleks?
-Tak, co za pytanie... - zaczął. Nie dałam mu skończyć.
-To przestań.
-Dlaczego?
-Bo za dwa tygodnie mnie już tu nie będzie.
-Wyprowadzasz się?
-Aleks nie będzie mnie w Polsce.
-Wyprowadzasz się za granicę? Gdzieś do Ameryki?
-Aleks, nie będzie mnie w Ameryce.
-W Europie?
-Nie. I poprzedzając twoje pytanie. Nie w Azji, nie w Afryce i nie na Antarktydzie.
-To gdzie będziesz? NASA wysyła cię w kosmos?
-Aleks, debilu, za dwa tygodnie będziesz stał na moim pogrzebie!!
-Słu...słu...słuchaaaaaam? - spytał z niedowierzaniem. - Jak na twoim pogrzebie?
-No wiesz, jeśli przyjdziesz to będziesz, jak nie to odejdę samotnie.
-Ada, co ty pieprzysz, jak na twoim pogrzebie?
-Aleks, ja umieram – powiedziałam przybierając poważną minę. - Zostały mi dwa tygodnie.
-Nie, nie może być!! - wstał i zaczął krążyć dookoła kanapy, na której siedział przed chwilą. - Ada, dziś nie pierwszy kwietnia, nie rób mi żartów!
-Masz rację. Dziś nie Prima Aprilis, więc nie żartuję. Jestem całkiem poważna. A jeśli mi nie wierzysz, spójrz na to – pokazałam mu zdjęcie wyników badania.
-Ja pierdzielę. Ada, ale jak to możliwe?
-Nie wiem – rozpłakałam się. - Naprawdę nie wiem.
Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
-Aleks, mam do ciebie prośbę.
-Wszystko dla ciebie.
-Na mój pogrzeb nie przynoś mi czerwonej róży, nienawidzę ich. Przynieś mi konwalię, okay?
-Nie myśl teraz o pogrzebie – na swojej głowie poczułam coś mokrego. Czyżby to były łzy Aleksa? Odwróciłam głowę, by spojrzeć w jego stronę, a wtedy on przechwycił mój wzrok i patrząc mi głęboko w oczy, powiedział. - Ada, przepraszam, że to mówię, ale kocham cię. Przepraszam, że mówię to dopiero teraz, ale wcześniej myślałem, że jestem szczęśliwy z Amelią.
-Aleks, nie kochasz mnie. Teraz czujesz tylko współczucie. Jeśli jesteś szczęśliwy z Amelią, nie rezygnuj z tego.
-Ada, ale ja cię naprawdę kocham – wysunęłam się delikatnie z objęć i musnęłam jego policzek pocałunkiem.
-Alku, chciałabym w to wierzyć. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Znów się w siebie wtuliliśmy, tym razem bardziej pewnie. Nie znaczyło to jednak, że mnie kocha. W szpitalu majaczył, teraz czuje współczucie... Ech, co ja zrobiłam ze swoim życiem! Zakochałam się w chłopaku, który nie jest dla mnie stworzony, oszukiwałam się przez cały ten czas, myśląc, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, że mam tak wiele czasu na wszystko! Okazuje się, że nie mam czasu na nic.
-Aleks, chyba lepiej będzie jak już sobie pójdziesz...
-Mam cię teraz zostawić? Co to, to nie!
-Aleks, naprawdę. Stanie tu ze mną nie pomoże ci. Mi zresztą też.
-Ada, proszę cię. Co ja mam zrobić? Prawdopodobnie są to ostatnie moje chwile spędzone z tobą.
-Wiem.
-Nie pozwól by one się skończyły.
-Chcesz coś zjeść?
-Jak możesz myśleć w takiej chwili o jedzeniu?!
-Wiem już od kilku tygodni, więc się do tego przyzwyczaiłam. Poza tym zostajesz tutaj, tak? A na pewno jesteś głodny. Takie wielki byk jak ty musi być głodny – starałam się uśmiechnąć i nawet nieźle mi to wyszło. W każdym bądź razie, Aleksa udało mi się przekonać. Usiadł posłusznie na kanapie, a ja poszłam do kuchni przygotować naleśniki. Było tak normalnie, a z drugiej strony tak nienormalnie. Tak jakoś sztucznie. Wszystkie uśmiechy, wszystkie kawały... To tylko sposób na zabicie napięcia. Tylko sęk w tym, że tego typu napięcia nie da się ot tak zabić. Nie da się...

~Aleks~

-Aleks, ja umieram. Zostały mi dwa tygodnie.
-Słu..słu..słuchaaaaam?
Moje życie się przewróciło. Za dwa tygodnie Ada... no...ona....no...umrze... Matko, jak ciężko to wymówić, co dopiero przyjąć do wiadomości! Matulu, ona jest jeszcze taka młoda, taka krucha, tak zrozpaczona... Dlaczego ona? Dlaczego do jasnej cholery!?
Ona nie kłamie. Tylko ja próbuję oszukać samego siebie, że to tylko sen, z którego najpewniej za kilka godzin się obudzę. Że jak wstanę, okaże się, że to tylko głupi, nic nieznaczący koszmar. A co jeśli to nie sen, tylko najprawdziwsza prawda? Nie, nie może być! To by było zbyt przygnębiające. Dlaczego nasza przyjaźń musi się kończyć teraz? Dlaczego wtedy, kiedy się akurat zaczęła?
Czy w życiu naprawdę wszystko musi się kończyć?! 

Kabum!
Witajcie! 
Naszła mnie wena twórcza, więc dodaję już 16 rozdział.
Z przykrością oznajmiam, że zbliżamy się do końca, bo
epilog przewiduję na 20 rozdział.  
Ech, tak szybko to zleciało. 
Jak tak sobie  popatrzyłam na komentarze pod 15 notką,
pomyślałam "Ada, w ciąży? Nawet mi to do głowy nie przyszło"
No więc już wiecie, że żadnej ciąży nie ma nie było i nie będzie.
To chyba na tyle. 
Obawiam się, że jutro wrzucę 17-sty rozdział. 
Czas szykować się na pożegnanie!
Pozdrawiam 

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 15

Jeśli dziś byłby twój ostatni dzień
I jutro by nie nadeszło
Umiałbyś pożegnać się z wczorajszym dniem?
Żyłbyś każdą chwilą, jakby była twoją ostatnią?
Zostawiłbyś stare obrazki w przeszłości
Darowałbyś każdy grosz, który masz?
Nickelback - If Today Was Your Last Day

Nie powiem im o co chodzi. Nie przyznam się. Możliwe, że skarzą mnie za zatajenie prawdy... Ale skąd mogą wiedzieć, co się tam wydarzyło?! Nikt nie może się dowiedzieć, że ten podły człowiek to zrobił. Jak on mógł! Przecież całe to rozstanie jego i Ady, to była jego wina! I dlaczego wyżył się na mnie i na Cupku? Czym my zawiniliśmy?! Ja na jego miejscu zrobił bym coś takiego Adzie, ale po cholerę mnie?!
Jezu, jestem wredny. Jak mogę dopuszczać do siebie myśl, że (prawie) zabiłbym Adę. Chyba operacja mi nie posłużyła. Wyprali mi mózg czy co?
-No to, panie Aleksie, powie nam pan wreszcie, co się wydarzyło w nocy z 24 na 25 grudnia? - spytał mnie policjant.
-Przecież mówiłem wam to już dwa razy, na litość boską!
-Litości nigdy za wiele – odezwał się jakiś facet. Może policjant, może detektyw? Bóg jeden wie! - Przydało by się też trochę cierpliwości, ale i bez tego się obejdzie.
-Powiedziałem wszystko, co zdarzyło się tamtej nocy. Byłem w domu razem z przyjacielem, potem coś mnie uderzyło w ramię, a gdy się odwróciłem oberwałem. Potem obudziłem się po operacji. Tyle pamiętam, bo z tego co mi wiadomo, byłem nieprzytomny, więc jak do cholery, mogę pamiętać coś więcej? Odczepcie się ode mnie. To przesłuchanie dobiegło końca. Dziękuję i pozdrawiam. Miłej kurna nocy! - wybuchłem.
-Pan zaczeka – odezwał się znów głos ni to policjanta ni to detektywa. - To ja tu wyznaczam koniec.
Nie słuchałem już tego człowieka. Wyszedłem (wróć, wybiegłem) z budynku policji i postanowiłem sobie nigdy już tam nie wracać.
Po spacerze do domu trochę ochłonąłem. Na tyle, żebym mógł zadzwonić do Ady i przeprosić ją za to, że miała przeze mnie beznadziejne święta. Już sięgałem po telefon, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Cupka nie było, więc chcąc nie chcąc musiałem podejść i otworzyć.
-Cześć, Słoneczko ty moje, jak się czujesz? - powiedziała.
-Dobrze, cześć – przytuliłem ją i pocałowałem w czubek nosa. Wiem jak tego nienawidziła, ale to zawsze sprawiało mi radość.
-Muszę z tobą porozmawiać.
-Co się stało?
-Praktycznie nic, tylko chcę się dowiedzieć, co się tam naprawdę stało.
-Ej tam! - machnąłem ręką. - Nie ważne.
-Aleks ważne!
-Amelio nie ważne! - uśmiechnąłem się przedrzeźniając jej ruchy.
-Aleks, no proszę cię. Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, bez dwóch zdań – szczerze mówiąc, nie chciałem nawet opowiadać jednego wyrazu, co dopiero dwóch zdań, na temat zdarzeń z tamtej nocy. - To było już miesiąc temu.
-A ty mi nadal nie powiedziałeś o co chodzi.
-O nic nie chodzi. Chcesz coś do picia?
-Poproszę wodę.
-Już przynoszę.

~Ada~

Minął miesiąc. Żadnego telefonu, żadnego głupiego sms-a. Rozumiem wiele, naprawdę, ale mógłby chociaż napisać, że żyje. Mógłby przyjść, porozmawiać, wytłumaczyć, co się wtedy stało czy coś. Mógłby przyjść nawet na głupią herbatę! Ale nie. Nie ma go. Zniknął jak duch. Ja też powoli zaczynam być duchem siebie samej. Takim głupim widem, chodzącym po tej głupiej Ziemi!
Muszę się uspokoić.
Muszę w końcu przyjąć do wiadomości to, że Aleks mnie nie kocha.
To, co mówił w szpitalu? Moim zdaniem majaczenie. Nie kocha mnie, a ja umrę samotnie z pięćdziesięciorgiem kotów. Jak widać, pisana jest mi taka przyszłość, ech...
Kiedyś byłam młoda, miałam marzenia!
Osiągnąć tyle, co Phelps.
Znaleźć prawdziwą miłość.
Wybaczać i żyć dalej...
Ech, nic mi z tego nie pozostało.
Teraz zamiast marzeń mam tylko wątpliwości. A na dodatek... Nie spełniłam żadnego z moich dotychczasowych planów.
Tak bardzo bym chciała, żeby wszystko było tak jak dawniej. Chciałabym chodzić z Danielem pod rękę w parku, chciałabym mieć kogoś, do kogo mogłabym się odezwać. Powiedzieć wszystko. Nie mam nikogo. Przynajmniej teraz. Moje przyjaciółki do tej pory próbują wyleczyć kaca z sylwestra. A ja siedzę na jakimś niewygodnym krześle, czekając na wyniki badań.
-Pani Adriana? - usłyszałam głos nadchodzący zza drzwi. - Proszę wejść.
Posłusznie wykonałam polecenie.
-Przyszły wyniki pani badań – powiedział lekarz.
Siedziałam na krześle, które nagle stało się na tyle wygodne, że mogłabym w nim umrzeć. Popatrzyłam z niedowierzaniem w oczy tego poczciwego staruszka. Nie kłamały.
I wtedy usłyszałam coś, co na zawsze zmieniło moje życie.

~Aleks~
-Kotku, muszę już lecieć! - usłyszałem zza drzwi kuchni. - Zrobiłam ci obiad na jutro, zjedz sobie.
-Nie będzie cię u mnie jutro? - spytałem z niedowierzaniem. - Przecież byliśmy umówieni!
-Wiem, przepraszam, nie mogę przyjść.
-Dlaczego?
-Nie istotne.
-Nie ufasz mi?
-Nie.
-Dziękuję. Jesteś bardzo miła.
-Nie muszę być miła, ważne, abym była szczera – odpowiedziała mądrze. - Lecę. Pa słońce.
Podszedłem, aby ją przytulić, ale wymknęła się mi spod rąk i uciekła za drzwi. Zdziwiło mnie nieco jej zachowanie, ale przyzwyczaiłem się, że ma czasem swoje „humorki”.
Postanowiłem w końcu zadzwonić do Ady.
Wybrałem numer i czekałem kilka sygnałów.
-Halo? - przywitał mnie ochrypnięty głos Ady.
-Cześć. Chciałem cię przeprosić za to, że zrujnowałem ci święta. Coś się stało?
-Miło mi, że pamiętałeś. Chociaż święta to moje najmniejsze zmartwienie. Zresztą nie było tak źle. Po raz pierwszy od czasów podstawówki się modliłam, to jakiś postęp. W dalszym ciągu nie pamiętam jednak „Ojcze nasz”.
-Coś się stało? - ponowiłem pytanie.
-Stało nie stało – nikogo to nie obchodzi. Umrę samotnie.
-Ada przestań gadać głupoty! Nie umrzesz samotnie. Znajdziesz sobie jeszcze kogoś.
-Nie znajdę.
-Ada! Znajdziesz.
-Wybacz Aleksie, ale ten jedyny raz to ja mam rację. Wiem, co mówię, uwierz mi.
-Nie wierzę.
-Przykre. Kończę, pa.
Rozłączyła się zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
O co jej chodziło? Może znów ma jakiegoś doła? Nie no, bez przesady, ile razy można się dołować?
Chociaż. Nie brałem jednego pod uwagę.
Przeanalizowałem naszą rozmowę raz jeszcze. Nie, to nie to. Aleks, wytęż swoje szare komórki. Pomyśl, o co jej chodziło?
Naprawdę nie widziałem.
A może jednak wiedziałem, ale nie dopuszczałem do siebie wiadomości, że to może być najczystsza prawda? 

Witajcie!
Ech, znów mi zarzucicie, że zbyt "filozoficzne" zakończenie?
Przepraszam, inaczej nie umiem ;)
Kabum! Spodziewaliście się, że to był Daniel?
Większość chyba stawiała na Amelię, co?
Nie umiem nic więcej napisać.
Pozdrawiam i zapraszam na pierwszy rozdział na 
http://opowiesc-nieprawdopodobna.blogspot.com/
 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 14


 Kim ja byłem, żeby kazać Ci czekać?
Tylko jedna szansa,
tylko jeden oddech,
akurat w tej sytuacji, tylko jedno pozostało
Bo Ty wiesz, że cię kocham. 
Nickelback - Far Away



Sprawdźmy więc wszystko z listy.
Stół nakryty.
Pierniki kupione (nie chciało mi się robić, wybaczcie Aleksie i Cupko!).
12 potraw w kuchni.
Goście przyszli. Nie, tego odhaczyć nie mogę. Gdzie też oni się podziewają?!
Sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer do Aleksa. Po kilku nie odebranych sygnałach, nagrałam mu wiadomość z przypomnieniem, że dziś jest Wigilia i że na nich czekam. Zadzwoniłam do Cupka. „Abonent jest czasowo niedostępny, prosimy zadzwonić później”. Odłożyłam telefon i zaparzyłam herbatę. Na pewno przyjdą, nie ma co się denerwować. Jest dopiero 17:30. Umawialiśmy się na 18. Spokojnie, Ada, przyjdą. Usiadłam przed telewizorem (widać jestem no-lifem, w Wigilę siedzę przed TV) i czekałam. Włączyłam jakiś film przyrodniczy na National geografic i o mało nie usnęłam, słuchając o rozmnażaniu się pand. Przełączyłam na „Jedynkę”. Obejrzałam kawałek filmu „Kevin sam w domu” i mimo że widziała go już z bilion razy, uśmiechałam się do telewizora. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Dostałam wiadomość.
Przepraszam, że nie jestem z Tobą na te święta. Kurczę, głupio mi. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Swoją drogą, jak tam u Ciebie?”. Od Basi. Uśmiechnęłam się. Czyli nie zostawia mnie na pastwę losu w 100%? O, jakże mi miło! Postanowiłam odpisać.
Wiesz, u mnie byłoby super, gdyby Aleks i Cupko, z łaski swojej, by przyszli. Niestety, nie ma ich, a ja wyjadam pierniki z opakowania. A u Ciebie? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w Wigilii przyszłej Pani Kłos z rodziną. ;)” Odłożyłam telefon, bo byłam pewna, że teraz wszyscy siadają przy stole wigilijnym, wznoszą toast i piją wino, toteż zdziwiło mnie, gdy od razu otrzymałam odpowiedź.
Nie zagalopowałaś się zbytnio? ;) Spokojnie, nie przeszkadzasz. Karol pomylił drogi i jesteśmy na jakimś polu. Nie ładnie z ich strony, że nie przyszli. Powinni byli Cię uprzedzić, gdyby nie mogli”.
Kurczę, ta to normalnie w moich myślach czyta!
No wiem. Tylko coś mi tu śmierdzi – Aleks nie zrobił by czegoś takiego. Hmm, musieli mieć jakiś powód.”
Naprawdę nie uważałam, że Aleks by czegoś takiego nie zrobił... To oczywiste! Naprawdę coś musiało ich zatrzymać. I to 'coś' musiało być naprawdę poważne, bo inaczej dali by jakieś oznaki życia, prawda? Bo mam rację, czyż nie?
Jak ci coś śmierdzi, to zobacz, czy ryba ma jeszcze przydatny termin ;) (To nie mój żart tylko Karola, więc wszelkie wąty proszę kierować do niego). Też mi coś tu nie pasuje... Może zadzwoń do Amelii? Może ona coś wie?”
Tak, jeszcze tego mi brakowało. Dzwonić do Amelii, dobre sobie!
Ach, ten Karol i jego suchary z górnej półki. Pasowali do siebie z Basią.
Nie będę dzwonić do Amelii. Co to, to nie. Poradzę sobie. Może po prostu panikuję?”
Pewnie tak. Muszę kończyć. Pa pa :*”
Miłych Świąt”
Nawzajem”
Westchnęłam głęboko. Na 100% panikuję. Pewnie zapomnieli czy coś... Ale nie... Zapomnieć o świętach? To nie wchodzi w grę.
-Super, po raz kolejny muszę szukać wielkiego dzieciaka – mruknęłam. Nie byłam zła. Byłam zmartwiona. Co jeśli coś im się stało?
Ada, przestań panikować do jasnej anielki!
Wzięłam do ręki kurtkę. Na drzwiach wywiesiłam kartkę „Poszłam Was szukać. Macie wyłączone telefony. Zadzwońcie do mnie, jak to przeczytacie.” No bo przecież mogą przyjść, a mnie wtedy nie będzie... I co wtedy?
Wybiegłam z domu i wsiadłam do mojego auta. Jechałam do domu chłopaków, to oczywiste. W drodze raz jeszcze zadzwoniłam do Aleksa, ale on nadal nie odpowiadał. Spojrzałam na zegarek. 19:30. Już powinniśmy siedzieć przy stole. Westchnęłam cicho. Mam nadzieję, że mają jakiś powód, dla którego nie przyszli.
Wysiadłam z auta i pobiegłam do mieszkania. Na szczęście miałam zapasowy klucz.
Weszłam i zobaczyłam Aleksa leżącego na podłodze. Wokół niego były hektolitry krwi zmieszanej z wodą. Popatrzyłam na mieszkanie. Całe było zalane. Uklęknęłam przy Aleksie i przewróciłam go z brzucha na plecy. Całą twarz miał we krwi. Zaczęłam płakać.
Ada, przestań się rozklejać! Ratuj go!
Tak jak podpowiadał mi mój wewnętrzny instynkt, zadzwoniłam po karetkę. Aleks oddychał, więc ułożyłam go w pozycji bocznej bezpiecznej. Zostawiłam Alka i poszłam szukać Cupka. Znalazłam go w niewiele lepszym stanie w sypialni. Zaniosłam go do salonu i położyłam obok Alka. Również oddychał. Bogu dzięki!
Po kilkunastu minutach przyjechała karetka.
-Wolniej się nie dało?! - warknęłam przez zęby kierując swoje wąty w kierunku ratowników zza okna.
Wreszcie przyszli. Zabrali moich przyjaciół i wsadzili ich do karetki. Na początku nie chcieli mnie wpuścić do środka, ale zmroziłam ich wzrokiem i mi pozwolili.
Dotarliśmy do szpitala w 15 minut, które zdawały się być wiecznością.
Zabrali od razu Aleksa na oddział, podobnie zrobili z Cupkiem.
Najpierw poddani zostali obserwacji. Chodziło o to, by zobaczyć, czy nie ma przeciwwskazań do przeprowadzenia operacji. Cupko na szczęście jej nie wymagał. W przeciwieństwie do Aleksa.
-Teraz wstrzykniemy mu narkozę, aby nie cierpiał podczas operacji – poinformowała mnie pielęgniarka.
-Dobrze – wydusiłam z siebie. Nie, to wszystko jest tylko koszmarem. Boże, proszę, aby to był tylko koszmar.
-Może go pani odprowadzić do sali operacyjnej. Później wstęp mam tylko ja i chirurg.
-Oczywiście.
Szliśmy korytarzem, a kółka od łóżka na którym leżał Aleks, trajkotały bez przerwy. Gdy dotarliśmy przed salę przestały, jakby wyczuwając powagę sytuacji.
-Ada – usłyszałam.
Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos.
-Ada, kocham cię.
Wtedy pielęgniarka zabrała Aleksa, a ja zostałam sama, zastanawiając się czy to, co powiedział mi Aleks przed chwilą było prawdą. Słyszałam, że podczas narkozy ludzie zachowują się jakby byli upici. Czyli on mnie kocha?
Jak przebiegnie operacja? Nie umiałam się cieszyć wieścią o miłości Alka do mnie. Nie w tej chwili. Kurczę, wszystko musi pójść dobrze. Musi.
Siadłam na krześle i podniosłam ręce do góry, modląc się. Nie jestem wierzącą osobą, ale nigdy nie zaszkodzi spróbować. Może Bóg choć raz wysłucha moich modłów?
-Jak pani chce to korytarzem prosto i ostatnie drzwi po lewej – wskazał pielęgniarz. - Tam jest kaplica.
-Dziękuję bardzo. 

Witajcie! 
Miałam lekkie wątpliwości co do tego rozdziału, sama nie wiem, dlaczego.
Od początku chciałam potoczyć akcję do szpitala.
Ale zawsze coś mnie hamowało. Teraz puściłam wodze fantazji i oto co
z tego wyszło.
Mam nadzieję, że się podoba ;) 
Zapraszam na 
http://opowiesc-nieprawdopodobna.blogspot.com/
kolejna opowieść. ;) 
Jak Wam minęły święta?
Pozdrawiam 

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 13




 Powiedziałem ci, że będę tu na zawsze
Powiedziałem, że zawsze będę twoim przyjacielem
Złożyłem przysięgę i wytrwam w niej do końca
Teraz kiedy pada bardziej niż zwykle
Wiedz, że nadal będziemy mieli siebie
Rihanna - Umbrella


 Kolejne tygodnie mijały spokojnie. Moje stosunki z Aleksem odrobinę się polepszyły. Z naciskiem na odrobinę. Oczywiście, jak to już mam w zwyczaju, nie powiedziałam mu, co do niego czuję i teraz standardowo – słuchając Taylor Swift i popijając kawę – przypatruję się jak razem z Amelią spędzają czas. Wczoraj spadł śnieg. Sypało wielkimi płatkami, a ja, siedząc na parapecie z bólem w sercu patrzyłam na Aleksa i Amelię bawiących się niczym przedszkolaki w śniegu. Przyzwyczaiłam się już, że ludzie po jakimś czasie znikają z serca. Dlaczego więc Aleks nie może zniknąć? O ile to by ułatwiło mi życie! O ile mniej bym płakała, o ile więcej się śmiała. No nic, głowa do góry. Będzie dobrze.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka. Zdziwiona podniosłam telefon, który leżał obok mnie i popatrzyłam na wyświetlacz.
-Tak słucham?
-Adusia, cześć! Co tam u ciebie, jak życie, mam nadzieję, że cudownie, pogoda jak marzenie czyż nie? - przywitał mnie wylew słów mojego taty. Oho, coś się szykuje.
-Nie słodź mi tu. Co się stało? - spytałam.
-Spokojnie. Powoli zamieniasz się w swoją matkę.
-Słyszałam! - odezwał się donośny głos mojej rodzicielki.
-No więc kontynuując – ciągnął mój tatku. - Nie damy rady przyjechać do ciebie na święta.
-No to mogę przyjechać do was. 300 kilometrów w tę czy we w tę nie robi różnicy.
-Tylko, że my wyjeżdżamy. Bartka oddajemy babci na przechowanie, a ty... No wiesz, jesteś już dorosła, mogłabyś się zorganizować sama.
-Oj no, dziękuję. Własna rodzina już mnie nawet nie chce? Genialny początek grudnia – mruknęłam. Nie byłam ucieszona myślą samotnego spędzania świąt.
-Dasz radę, wierzę w ciebie.
-A gdzie jedziecie?
-Na Malediwy.
-I mnie ze sobą nie zabieracie?!! Nie no przesada. Od dziecka powtarzam „Jedźmy na Malediwy”, a tu nagle... Grr... Nie lubię was.
-Ada, no nie gniewaj się.
-Muszę kończyć. Do usłyszenia. I pozdrówcie Bartka.
-Cześć.
Odłożyłam telefon. Malediwy? Serio? Moje marzenie od podstawówki! Zawsze chciałam tam pojechać. Jak mogą mi to robić. Nie dość, że będę musiała spędzać rodzinne święta bez rodziny, to jeszcze mam mieć świadomość, że jadą w miejsce, w które zawsze chciałam pojechać, a nigdy nie pojechałam? Właściwie, to mogłabym pojechać do babci razem a Bartkiem, ale nie. To nie wchodzi w grę. Dam sobie sama radę.
Ze smutkiem zdałam sobie sprawę, że wypiłam już całą kawę, więc postanowiłam, że zrobię kolejną. Wlałam wodę do czajnika i cierpliwie czekałam, aż się zagotuje. Już miałam wsypywać moją ulubioną kawę do kubka, gdy zdałam sobie sprawę, że byłaby to już moja trzecia kawa tego dnia. Jak tak dalej pójdzie, to wysiądzie mi serce. Postanowiłam, że zaparzę sobie melisę. Trochę spokoju przyda mi się w życiu. Woda wreszcie się zagotowała, więc wrzuciłam torebkę z herbatą, którą do tej pory trzymałam bezmyślnie w ręce i dodałam cztery łyżeczki cukru. Tak wiem. Po pierwsze cukier to biała śmierć, po drugie melisy i innych „ziółkowych” herbat nie powinno się słodzić. No i co? I tak to nie zmieni świata na lepszy. A życie trzeba trochę osłodzić, nie? Wróciłam na parapet rozmyślając, co by było gdybym powiedziała Alkowi, co do niego czuję. Może nic by się nie zmieniło? Może tylko mi się tak wydaje?
Nie. Koniec rozmyślań. Ada, zacznij żyć.
Spojrzałam przez okno, ale nie dane mi było zobaczyć Alka i Amelii, bo gdzieś sobie poszli. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. „Mam tylko nadzieję, że to nie oni” pomyślałam.
Podeszłam i otworzyłam drzwi.
-Ada! Cześć! - przywitał mnie zimny podmuch powietrza. Gdy ochłonęłam po spotkaniu z zimnem zobaczyłam Alka stojącego na progu mego mieszkania.
-Cześć, coś taki radosny? - spytałam ze śmiechem.
-Pogoda jest cudowna, mówię ci. A tak tylko sugeruję, że siedząc na parapecie nie ogrzejesz się słońcem – popatrzył na mnie z ukosa.
-A gdzie zgubiłeś Amelię? - zapytałam omijając temat parapetu.
-Poszła do mieszkania, a ja przyszedłem się przywitać – uśmiechnął się.
-Napijesz się czegoś?
-Bardzo chętnie.
Zrobiłam Aleksowi herbatę, posiedzieliśmy jeszcze chwilę, pogadaliśmy o błahych sprawach. Jak przyjaciel z przyjaciółką. I to mi właśnie w nim imponowało. Mimo, że wyczuwał jakieś napięcie, potrafił rozmawiać o tym, że zapowiadają się białe święta... A właśnie. Święta.
-Aleks, powiedz mi, co robisz na święta? - spytałam.
-Praktycznie nic. Wiem, że nie spędzę ich z Amelią, bo ona wyjeżdża do rodziny i za żadne skarby nie chce mnie wziąć do rodzinnego domu, sam nie wiem dlaczego... Wiem też, że nie spędzę ich z Kłosem i Zatorskim. Ewentualnie pozostaje mi wyjazd do Serbii lub spędzanie świąt z Cupkiem.
-Poczekaj, dlaczego nie z Kłosem i Zatorskim? - zdziwiłam się.
-No bo ten pierwszy jedzie z Basią do jego rodziny, a Zatorski...
-A Zatorski co?
-A Zatorski spędza święta z rodziną Marty.
-I ja o niczym nie wiem?! No to pięknie. Swoją drogą, od początku wiedziałam, że coś między nimi jest.
-A ty co robisz na Święta?
-Ja? Zapewne będę siedziała tutaj, jadła kupione w Wigilię pierniki i piła kakao rozmyślając o tym, dlaczego moi rodzice nie chcieli mnie wziąć ze sobą na Malediwy.
-Nie spędzasz z nimi świąt?
-Nie.
-No to niezbyt ciekawie. Ale wiesz co...
-Co?
-Nie, to głupie.
-Aleks mów!
-No dobra, już dobra. Może byśmy spędzili razem te święta? Wiesz, ty nic nie masz w planach, ja też. Przygarniemy jeszcze Cupka... Będzie fajnie.
-Jasne! Świetny pomysł!
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym Aleks powiedział, że trzeba zapytać o zgodę jeszcze naszego kolegę, więc on już chyba pójdzie, żeby z nim to obgadać.
Przytulił mnie na pożegnanie i powiedział, że jak się czegoś dowie, to do mnie zadzwoni. Nagle coś sobie przypomniał.
-Ada, a jeśli chodzi o naszą niedawną rozmowę, to...
-Aleks, zapomnij. Było minęło, tak?
-Chcę tylko, żebyś wiedziała, że mimo że do tej pory nie rozgryzłem o co tu chodzi, zawsze możesz szukać u mnie wsparcia. Pamiętaj, cokolwiek by się działo, przychodź, dzwoń, pisz, wysyłaj listy w butelce albo nawet gołębia pocztowego. Zawsze będę przy tobie, rozumiesz?
-Tak, rozumiem.
Aleks podszedł do mnie i przytulił mnie raz jeszcze. Tym razem dłużej, tak, jakby to miało coś znaczyć. Oboje jednak wiedzieliśmy, że to nic nie znaczyło. A może jednak nie wiedzieliśmy? 



Długo wyczekiwany przez Zoe rozdział - nadszedł.
Proszę bardzo. Nie jestem zadowolona z niego, bo
był on pisany na szybko. 
Rozdział z dedykacją właśnie dla Zoe, mojej czytelniczki,
która się nie ujawnia zbytnio w komentarzach, ale
maltretuje mnie "Kiedy nowy rozdział" "Dlaczego nie dodałaś nowego rozdziału" itp
Niebawem przeniesiemy się do Świąt spędzanych w nielicznym gronie - Ada, Aleks i Cupko. Może to wydawać się nudne, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Ps. Życzę wszystkim czytelnikom moich wypocin, zdrowych, szczęśliwych Świąt Wielkiej Nocy oraz mokrego (lub śniegowego) dyngusa.
Pozdrowienia dla wszystkich.